Legenda o Pustelniku

LEGENDA O PUSTELNIKU

Dawno temu, niedaleko ludzkiej osady żył sobie pustelnik. Skromne było to jego życie, ale nie żalił się na swój los. Ludziom chętnie pomagał to i ludzie czasem mu się odwdzięczyli. Obok skromnej chatki rosła stara rozłożysta grusza, rodząca złociste owoce i to one stanowiły podstawę jego wyżywienia. Amatorów soczystych gruszek było jednak wielu, często zachodzili tutaj chłopcy z osady i kradli owoce. A że pustelnik z nikim nie umiał się wadzić, cierpliwie znosił sąsiedzkie wybryki. Pewnego razu zawitał do pustelni samotny starzec utrudzony drogą. I choć spiżarnia świeciła pustkami, zaprosił pustelnik gościa w swoje skromne progi. Podzielił się swym niedostatkiem, ugościł jak umiał, przenocował i jeszcze na drogę zaopatrzył. Żegnając się, starzec zapytał czy pustelnik ma jakąś troskę, którą chciałby zdjąć z serca. Ten po chwili namysłu odpowiedział: – Tak, martwi mnie, że chłopcy z sąsiedztwa zakradają się nocą na moją gruszę i obrywają owoce. Nie robią tego z głodu, ale dla zabawy. A dla mnie brak owoców oznacza głód w zimie.

– Nie martw się. Zaradzimy temu. Jeśli jeszcze raz ktoś wejdzie na drzewo, nie będzie mógł z niego zejść bez Twojej zgody. To powinno pomóc – odpowiedział starzec. Po tych słowach pożegnał się z pustelnikiem i ruszył w dalszą drogę. Kilka dni później pustelnik usłyszał znajomy szelest liści na drzewie. Znów chłopcy przyszli na gruszki! Wyszedł z chatki, cichutko wyszeptał zaklęcie i wrócił do domu. Kiedy rankiem wyszedł na podwórko, na gruszy nadal siedzieli przerażeni chłopcy. Zaklęcie działało! Pozwolił psotnikom zejść na ziemię, a ci uciekli jakby ich sfora psów goniła. Od tej pory już nikt nie ośmielił się kraść pustelnikowi jego gruszek.

Minęło kilka lat i do pustelni zawitała tajemnicza, stara kobieta w chuście narzuconej na głowę, podpierająca się kosturem. Pustelnik bez trudu rozpoznał w niej kostuchę. Toż i po niego w końcu śmierć przyszła… Ale w tej samej chwili przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Odezwał się do niej tymi słowy: – Witaj moja pani! Wiem, że już na mnie pora i pójdę z Tobą gdzie zechcesz. Ale wiesz, przed śmiercią zjadłbym jeszcze gruszkę z mojego drzewa. Stary już jestem, niedołężny, a owoce wysoko… Byłabyś tak miła i zerwała dla mnie jedną gruszeczkę? – Dziwna to prośba – pomyślała kostucha – ale zerwę mu tą gruszkę, niech sobie jeszcze staruch podje… I wdrapała się na drzewo. Na to tylko czekał sprytny pustelnik. Wyszeptał cichutko swoje zaklęcie i uwięził kostuchę na drzewie. Na darmo się szamotała i wyzywała. Pustelnik jakby ogłuchł i ani myślał wypuścić ją z niewoli.

Od tej chwili w okolicy dobrze się działo, nikt nie chorował, nikt nie umierał. Szczęście zawitało pod strzechy. A czas płynął i płynął. Pustelnik jeszcze bardziej się zgarbił, sił mu ubyło i czuł , że jego czas się zbliża. Pewnego dnia, kiedy już był gotów na odejście z tego świata wyszeptał zaklęcie zwalniające kostuchę z drzewa. Ta jednak wściekła na starego pustelnika schodząc powiedziała tylko: – Teraz to Ty będziesz mnie szukał i prosił, abym Cię zabrała z sobą. I odeszła w siną dal głośno postukując kosturem. Wraz z nią odszedł pustelnik, zostawiając swoją chatkę i gruszę rodzącą złociste owoce. Chatka wkrótce ze starości się rozpadła, a na jej miejscu ludzie postawili kamienny kościółek, który stoi w Krobi do dnia dzisiejszego.